Ruszamy w długą podróż na wschód Indonezji. Wcześnie rano z Gili na Lombok zabiera nas mała łódka, pracująca tutaj jako publiczny prom. Morze od rana jest niespokojne i kilka razy dostajemy falą w twarz. Budzi lepiej niż najmocniejsza kawa. Na Lomboku kombinowanym transportem ( min. małym powozem konnym) dostajemy sie do stolicy wyspy, miasta Mataram. Kupujemy bilety na popołudniowy autobus, który przy pomocy dwóch promów powinien w ciągu 24 godzin dotrzeć do miasta Labuhanbajo na zachodnim Flores.(Około 450 km w linii prostej)
Ruszamy zaledwie z godzinnym opóżnieniem, co jak na tutejsze warunki jest właściwie przed czasem. Podczas podróży nie sposób nie zauważyć ogromnego rozpowszechnienia telefonii komórkowej w każdym zakątku kraju. Ktoś, kto w telefon komórkowy wsadził aparat,odtwarzacz muzyki, głośnik , gry i sms-y z pewnością myślał o Azjatach. Wydaje się, że każdy ma tutaj telefony z tymi wszystkimi funkcjami, używa ich cały czas i do tego wszystkich naraz. W autobusie wręcz ciężko zasnąć, przez całą noc do sąsiadów z przednich i tylnych rzędów przychodzą setki sms-ow a z głośniczków rozbrzmiewają lokalne gwiazdy (naturalnie z każdego siedzenia inna). Po dwóch godzinach jazdy potrafimy już zanucić kilka największych hitów. Jest wesoło.
Po długiej, ale jak się okazało bardzo interesującej i owocującej w masę nowych “przjażni” podróży, zgodnie z planem docieramy na Flores, do miasteczka portowego Labuanbajo. Po drodze mijamy jeszcze Komodo, położone pomiędzy wyspami Sumbawa i Flores, ale ewentualne odwiedzenie tej wyspy uzależniamy od czasu jakim będziemy mogli dysponować w Labuanbajo.
Niestety, kiedy w koncu dotarlismy na wyspe, strasznie juz zmeczeni i brudni, okazalo sie, ze nasz statek na Sulawesi odplywa dokladnie dzis wieczorem. Statek kursuje tylko raz na dwa tygodnie, wiec chcac niechcac musielismy wyruszyc w dalsza droge, zostawiajac za soba Flores, Komodo i wulkany :(
Kupilismy bilety na pierwsza klase (zaszalelismy troszke), tak zebysmy mogli odespac nieprzespane noce, no i w koncu sie wykapac. Ta decyzja okazala sie zbawienna, nie tylko z powodu naszego zmeczenia, ale i tloku panujacego na statku. Inni pasazerowie, mieszkancy wysp, podrozujacy z niezliczona iloscia pakunkow po prostu zajeli kazdy centymetr wolnego miejsca, gdyby nie nasza pierwsza klasa bylibysmy jednymi z nich. A ludzie; rodziny z malutkimi dziecmi, grupy handlarzy, nastolatkowie z kolorowymi komorkami, starsi ludzie, czesto w tradycyjnych strojach, wszyscy tak samo otwarci i przyjazni.
Dopływamy do Makassaru, głównego portu na południowym Sulawesi. Pomimo, iż miasto jest wielkie, chaotyczne i nieprzyjemne, udaje nam sie znaleźć przyzwoity i tani hotel z czarującą obsługą.